To pierwsze moje fotografowanie na cmentarzu żydwoskim. Teraz - kiedy wiem o nim trochę więcej zrobiłabym inne zdjęcia, inaczej spojrzałabym na to miejsce. Wtedy zaskoczył mnie jego ogrom. To bardzo duży cmentarz, mnóstwo grobów (wg literatury ponad 230 tysięcy pochowanych), wielki teren, niestety w znacznej części zaniedbany, zarośnięty. Miło się jednak zaskoczyliśmy kiedy zobaczyliśmy, że na sporej części cmentarza trwają prace porządkowe.
Przed wejściem znajduje się ogromny dom przedpogrzebowy, który warto odwiedzić zanim wejdzie się na teren cmentarza, wprowadza we właściwą atmosferę, człowiek nabiera dystansu. Budowla tak poważna z zewnątrz w środku zaskakuje kolorystyką, zwłaszcza w tak pogodny dzień jak wtedy. Światło słoneczne wpada do środka przez kolorowe szybki i jakby na przekór smutkowi każe się cieszyć...
Tuż obok znajduje się pomnik poświęcony ofiarom łódzkiego getta i obozów zagłady, w kształcie obelisku oraz świecznika i złamanego drzewa dębu. Na nim - starym żydowskim zwyczajem, zamiast zniczy - kamienie.
Na cmentarzu zobaczyć można różnego rodzaju nagrobki, różnych kształtów, są też grobowce rodzinne, najbardziej reprezentacyjne wydaje się mauzoleum Poznańskiego. Przyroda zrobiła swoje i wiele macew pokryło się mchem, porosło bluszczem, niektóre się pozapadały, z wielu zniknęły tablice nagrobkowe. Trzeba mieć nadzieję, że z czasem większość z nich odzyska dawną świetność.
Pięknie zdobiona kopuła mauzoleum.
Wiecznie kochająca córka - litery na nagrobku wypełnił mech...
A ten nagrobek poniżej zwrócił naszą uwagę - bo skąd w takim miejscu grób bohatera ZSRR? Jak wyczytałam potem to aż do roku 2014 owiany był on tajemnicą. Okazało się, że pochowana lekarka była wileńską Żydówką, kawalerem najwyższego odznaczenia bojowego ZSRR, pochowana po śmierci w białostockim, skąd po wojnie była ekshumowana i przeniesiona na cmentarz żydowski w Łodzi na prośbę matki, która po pobycie w obozach koncentracyjnych zamieszkała w Łodzi.